Na spławienie nudnego amanta jest mnóstwo sposobów, jedne dziewczyny oblewają się winem i muszą do domu, drugie wzorem Holly Golighty (Śniadanie u Tiffaniego) znikają tajemniczo na trasie stolik- kibelek, jeszcze inne zostawiły żelazko na gazie itd.
Joanna, moja koleżanka, miała metodę na tajnego agenta.
Miała mianowicie dobrego przyjaciela, który kręcił się w pobliżu i gdy dawała mu dyskretny znak, przystępował do akcji. Akcje były różne, najlepsza chyba z dawno niewidzianym kolegą.
Siedzi sobie Aśka z absztyfikantem,a tu nagle podchodzi jakiś facet z okrzykiem:
Aśka?!!!To ty??? Kurde,jak ja cię dawno nie widziałem!I przysiadał się, pannę gadaniem przejmował i żadna siła nie była w stanie go od stolika ruszyć.
Dawno,dawno temu, kiedym jeszcze nie była panią Bobkowa, ciekawością i głupotą młodzieńcza się kierując błąd popełniłam następujący, a mianowicie umówiłam się na randkę w ciemno.
W umówione miejsce poszłam, za fontanną się schowałam i dyskretnie absztyfikanta wypatrywać zaczęłam.
Umówieni byliśmy w razie czego na telefon komórkowy,toteż uwagę szczególną zwracałam na mężczyzn z telefonem przy uchu.
Z niektórych naprawdę były dobre ciacha....
Czas mijał, faceci też i nagle zupełnie znikąd wyrósł przede mną autentyczny Miś Fazi
Uroda jego była na tyle powalająca,że zrobiłam dyskretny krok do tyłu i zamierzałam wycofać się truchtem angielskim, ale absztyfikant sprytniejszy był i z mojej kieszeni rozległo się nagle zdradzieckie dryyyyyń....
To ja,Fazi, -przywitał się Fazi- Już wszystko zaplanowałem.Idziemy do kina.Fazi był człowiekiem stanowczym i konsekwentnym,mówiąc delikatnie.
Nie delikatnie mówiąc, zaparł się jak muł
Nie chciał słuchać o kawiarni w centrum miasta, w internecie gadaliśmy przecież o Xmenach, więc idziemy do kina i koniec i kropka.
O żesz ty w mordę.
Siedzieć z nim po ciemku akurat nie zamierzałam, zaparłam się również, poszliśmy więc na kompromis,ławka w centrum i koniec i kropka, a pismo nosem wyczułam, że zgodził się, bo zaoszczędził.
Fazi miał bardzo ujmującą cechę.
Umiał mianowicie słuchać jak nikt.
Tyle że tylko siebie.
Jadaczka nie zamykała mu się od chwili spotkania pod fontanną bez chwili najmniejszej przerwy.
I bez przerwy też dzwoniła mu komórka, przez którą radośnie oznajmiał (po półgodzinnej paplaninie), że nie może rozmawiać, bo jest umówiony .
NA RANDCE. Przy tym słowie rechotał i robił niewybredne miny.
Sposób na przyjaciółkę polega drogie panie na tym, że w odpowiednim miejscu i czasie trzeba puścić komu trzeba krótki sygnał.
Telefon dzwoni.
My odbieramy.
I wtedy zaczyna się show.
Bidulo- zapłakałam do wrzeszczącej słuchawki- jak to siedzisz z walizką pod drzwiami? Nie masz kluczy?
Jak to ja mam twoje ? Jak to...o kurde... faktycznie...Ojojoj...
I przepraszając tłumacząc i gnąc się w pokłonach jak chińczyk zaczęłam,że kuzynka, że klucze ble ble, muszę do domu. NATYCHMIAST.
I w lewo zwrot zrobiłam.
I chodu ku dworcowi autobusowemu.
A Fazi za mną.
I teraz gwóźdź programu, bo chyba mu się łebku poprzewracało, albo zamroczenia pomrocznego od słońca dostał, bo ująć mnie w pół chciał i z dziobem wystartował.
Noż kruca fuks!
Odgięłam się bez mała jak Neo z Matrixu, wysyczałam mu coś o bezczelności i weszłam do pierwszego autobusu jaki się nawinął.
Brrrrr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz