sobota, 12 kwietnia 2014

SZUKANIE FRYZJERA DOBREGO, ZABAWĄ JEST NA CAŁEGO....


Z poprzedniego postu zapewne, drogie panie pamiętacie co C. powiedział o długich włosach; że kobiece, że śliczne,że każda powinna takie posiadać i bla bla. Zapewne pamiętacie również moją ripostę, że no pasaran, u mnie to nie przejdzie. i tak właśnie sobie pomyślałam, że czas najwyższy udać się do fryzjera, to jest fryzjerki, bo już zarosłam jak koczkodan, albo jakaś inna małpa długowłosa.

Długie włosy w moim wykonaniu, nigdy nie były piękne. Po pierwsze, są cholernie rzadkie. No cóż,trudnoo takie już są i święty Boże na to nie pomoże, więc nie będę się tym załamywała rąk. 
Tłuszczą się tak, że trzeba je myć codziennie .
 I od zawsze cienkie to, lejące i nie do rozczesania było,a do kompletu jeszcze lubiło się plątać. 
W dzieciństwie  przy rozczesywaniu sceny odchodziły dantejskie,zaczynające trzymaniem się krzesła oburącz i wyciem,a kończące się wyciem i ucieczką z grzebieniem wbitym w łeb
Po drugie myj te kudły codziennie, układaj lokówką, a efekt po godzinie jest żaden.... to każdemu by się odechciało, prawda?

Nie wiem jak wy, drogie panie, ale ja jakoś nigdy nie mam szczęścia do tego rodzaju pań fryzjerek, a jak już którąś sobie upatrzyłam na dalszą współpracę, to skubana zawinęła się i gdzieś zniknęła.

Obecnie czeszę się tylko u Oli z Grom Fryzu w Zabrzu. 
Długo jej szukałam.
Trzymam się jej pazurami, nie dam się nikomu innemu dotknąć, jak poszła na chorobowe, to wyglądałam jak małpa, ale nie poszłam gdzie indziej.
To ona kiedyś wymodelowała mi włosy na Zielińską, potem fryzura zaczęła ewoluować i efekcie za każdym razem wyglądam odrobinę inaczej, ale zawsze z krótkimi włosami i grzywką na skos.
W zeszłym miesiącu miałam na przykład wygolony artystycznie bok, a na nim piękne esy floresy.
Dziewczyny, jak lubicie fryzury oryginalne, z ułańską fantazją, to zapraszam na Karola Miarki 1.

a teraz.....


 DROGIE PANIE, OTO MOJE NAJCIEKAWSZE WZLOTY I UPADKI FRYZJERSKIE. UPRZEDZAM, MOŻE BYĆ DRAMATYCZNIE MOMENTAMI.

Pierwsza pani fryzjerką była PANI FRYZJERKA OSIEDLOWA. To ona jako pierwsza nakłoniła moją mamę, aby pozwoliła mi obciąć włosy,co prawda nie tak mocno jak mam obecnie, ale tak na pół długo, jakoś tak na okrągło i z prosta grzyweczką. Fryzura się przyjęła, a moi bracia zgodnie nazwali ją Kopernikiem.


Gdy lat miałam naście Kopernik zarósł na maxa łącznie z grzyweczką, która w swoim czasie zanikła.
No cóż.....Delikatnie mówiąc, długie proste włosy, bez grzywki  (przy moim czole wysokim jak Mount Everest) nigdy nie były moją ozdobą, a gdy do tego jeszcze zaczęłam nosić okulary to już był hardcore, sandały do skarpet i  zgrzyt nożem po szkle.
Nie miałam żadnego pomysłu co z tym fantem zrobić.

Wpadłam w smutek i było mi wszystko jedno .
Postanowiłam oddać się w ręce profesjonalistki.
-Co robimy? -pytała fryzjerka, (już nie osiedlowa, bo ta zamknęła działalność już dawno temu) i zaklekotała nożyczkami jak bocian.
 Wzruszałam ramionami- Cokolwiek. Ma pani jakiś pomysł?
- To może tylko skrócimy?
- Dobrze..... skracajmy.
Skróciła.
Teraz wyglądałam jak giermek Zawiszy Czarnego, albo jakieś innego rycerza.

O, nawet kolor ten sam...




Szczerze mówiąc, to równie dobrze mogłam wtedy sama sobie  włożyć sobie garnek na łeb i obciąć dookoła, a grzywkę jeszcze doprawić od linijki. Pomysłu na rewolucję nie miałam żadnego, a ówczesnym paniom fryzjerkom sztuka wizażu była równie odległa jak mnie praca spawacza plazmowego.




Tuż przed ślubem jednego z ulubionych kuzynów opętało mnie zło i postanowiłam zrobić sobie  fryzurę zwaną TRWAŁĄ.

Pani fryzjerka ponakładała mi na łeb mnóstwo drobnych wałeczków, dała jakiś płyn i poszła sobie. Co jakiś nie określony czas przychodziła i sprawdzała czy włosy "doszły ".
Sprawdzała wyłącznie po bokach, reszta łba leżała odłogiem.
Nadejszła wielkopomna chwila(jak mawiał Pawlak), pani podjęła się zdejmowania wałeczków i zaczęła od wyżej wspomnianego odłogu. 
I cóż widzą oczy moje w lustrze przede wszystkim? Widzą, że pani fryzjerka przy każdym zdejmowanym wałeczku oczy ma coraz bardziej wytrzeszczone, a instynkt w tych oczach podpowiada jej, żeby wpełzła pod okładzinę i spierdalała czym prędzej w kierunku wyjścia.
Spierdoliłam ja, zaraz po ostatnim wałeczku, cisnąwszy przedtem pieniędzmi o ladę, bo po bokach może i wyszło coś tam, ale całej reszcie już miałam totalnie spalone siano.
Spalone były tak bardzo, że drobne loczki zamieniły się w sztywną masę. 
Bałam się tego dotknąć, żeby mi  przypadkiem nie wypadły.



Tu znalazłam coś podobnego, tyle że ja na środku czerepu miałam jeszcze j******* e loczki.


http://www.blondhaircare.com/2013/09/fryzjerska-wpadka-elizy-headlines.html

Do domu dobiegłam w rekordowym tempie 10 minut, schowałam się pod kocem i wyłam jak potępieniec. Mama wywabiła mnie do łazienki prawie podstępem i tam wylała mi na łeb wszystkie odżywki jakie tylko miała pod ręką, a i tak potrzeba było jakiś super odnawiaczy.
Kuracja trwała ponad dwa tygodnie.



Traumę miałam jeszcze długo, bo gdy w dwa lata później czesano mnie na półmetek, na sam widok wałków pytałam kilkanaście razy, czy aby mnie nie zaszkodzą.

Teraz podam przykład pozytywny, tak dla odmiany.

Pani, która mnie obsługiwała, najpierw dała mi do przeglądnięcia katalog. Potem usiadła obok i wybrała fryzurę razem ze mną. Pierwszy wtedy raz w życiu usłyszałam , że wybrany przeze mnie fryz nie będzie mi pasował do twarzy i ona ma inny pomysł.

Zrobiła mi wtedy obłędnego koka hiszpańskiego.

Kok hiszpański wygląda między innymi tak :
Tak dla ścisłości, to też nie ja :)

http://forum.trojmiasto.pl/hiszpanski-kok-t42773,1,11.html

Uczciwie nałożyła normalne wałki, a nie jakieś termoloki. 
Wytapirowała mi włosy tak, że zwiększyły objętość o połowę. Nie żałowała wsuwek, lakieru, ani pianki.
Przyszłam do domu o 3 nad ranem, a z wyżej wspomnianego koka nie wyszedł mi ani jeden włosek.
Ta dziewczyna miała na imię Patrycja i była wówczas praktykantką.
Zaraz po półmetku pobiegłam czym prędzej do salonu  rozważając po drodze, co zrobić, żeby owa Patrycja już mi nie zwiała, może przykuć ją za nogę do kaloryfera, może zamknąć w piwnicy.... 
ale było już za późno.... 
Dziewczyna miała wtedy ostatni dzień praktyk i poszła w siną dal. nikt nie wiedział gdzie....


W kolejne dwa lata później miałam studniówkę.
Wybór padł na ten sam zakład, tą samą fryzurę, ale fryzjerka była już niestety inna
I to był kurna błąd.
Uczesała mnie w tempie ekspresowym, pytając się co chwila w jakim kolorze  będę miała sukienkę. Śpieszyła się tak, jakby zostawiła żelazko na gazie; dała termoloki i cztery wsuwki na krzyż, psikneła dwa razy lakierem i sio, do domu.

Równo o godzinie 20:00, patrząc w lustro w toalecie damskiej, doszłam do wniosku, że lepiej pościągać z włosów co się da i zostać w kucyku, niż w zwłokach po świętej pamięci koku, bo fryzura rozpieprzyła się zanim tylko weszłam na salę.
W kilka dni później, okazało się, że kilkakrotnie zadane pytanie o kolor sukienki było chyba jakąś bezwiedną  formułą grzecznościową , zadawane z rutyny....
Oglądając zdjęcia, zastanawiałam się, co za oczojebnie zielona cholera wpadła mi we włosy , papierek jakiś? brokat?
Z ciekawości wzięłam szkło powiększające. 
Była to zielona gumka do włosów.
A sukienkę miałam czarną.



Przez kilka lat, mijałam rasę fryzjerską jak diabeł święconej wody. 
Z najwyższą niechęcią dawałam się podciąć, nie wspomniawszy już o jakichkolwiek innych eksperymentach, zarosłam w końcu tak, że Sikorka, moja przyjaciółka postanowiła wsiąść sprawy w swoje ręce i umówiła nas do fryzjera.
Mężczyzny. Jej kolegi.
No, fryzjer, to może za dużo wtedy powiedziane. Uczył się chłopak dopiero na wszystkich krewnych i znajomych królika, czesał z czystej grzeczności, lubił to zajęcie i cieszył się, kiedy ktoś oddał mu się dobrowolnie w łapki.
Prosił tylko, żebym tego dnia nie myła włosów. I wsio.

Jechałam tam w wielkim czarnym kapeluszu i miałam jak najgorsze przeczucia, bo co tam chłop się przecież zna. I pewnie z wyglądu gamoń pewnie jakiś.

Dojechałyśmy.

Na sam widok Łukasza, mało nie zapadłam się pod ziemię.
Dziewczyny.... wymiękłam.... jaka on miał klatę..... tak przystojnego chłopa nie widziałam wtedy już od dawna, od baaaaaardzo dawna......


W popłoch wpadłam okropny, jak ja się takiemu przystojnemu mężczyźnie pokażę w okropnych tłustych włosach, wypchnęłam Sikorkę jako pierwszą i twardo siedziałam w kapeluszu.
Zdjęłam, dopiero jak przysiągł, że widział gorsze. 


Łukasz okazał się prawdziwym profesjonalistą.
Chwilę pomyślał. Włosy pomacał.
I powiedział że zrobi pasemka. I Boba.

Wiem, powinnam była obfotografować się z każdej możliwej strony. 
Niestety, przepadło.

Znalazłam w necie idealną kopię tej fryzury, kolory, długość, wszystko to same.....



http://www.fryzurykrotkiewlosy.eu/krotkie%2014.html



Patrzałam w lustro i nie wierzyłam.
Mało tego, Łukasz przyniósł z sobą paletę kolorów i wyjaśnił mi jaką jestem porą roku, które kolory zawsze będą do mnie pasowały, a których zdecydowanie unikać....

W kilka lat później, okazało, się że Łukasz zrobił bardzo dużą karierę w branży, ale niestety.... straciłam z nim już kontakt i nawet nie wiem jak się nazywał.

 Tej fryzury nikt już nie potrafił skopiować.




NA KONIEC DROGIE PANIE , NIESPODZIANKA!!!

Znalazłam dwa programy z tzw. komputerowym dobieraniem fryzury. Potrzebujecie do tego tylko swoje zdjęcie, najlepiej takie, na którym widać całą twarz.
Miłej zabawy !

http://www.happyhair.pl/demo/





http://www.instyle.com/instyle/makeover/





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz