
Przy takich kucharzach w domu, wszystkie restauracje na świecie wyginęłyby jak dinozaury....
Pewnego dnia Włóczykij, wraz ze wspólnikiem, Austriakiem rodowitym o imieniu Daniel, zaproponowali wyjazd do Wiednia.
Hurra - wrzasnęła Mała Mi- precz dzisiaj z garami, pierdołami!!!
Dla panów miał to być wyjazd biznesowy, dla Zuleyki i Małej Mi - wycieczka turystyczno-krajoznawcza.
Pojechali, panowie uzgodnili co tam chcieli, po czym Daniel stwierdził, że jest głodny, a jako jadłodajnię zaproponował pobliską chińską knajpkę. Chińska knajpka odznaczała się tym, że na wjazd płaciło się 5 euro, po czym można było jeść i pić do wypęku, a na koniec podłubać wykałaczką w zębiskach.
Mała Mi błysnęła jednak niezwykłą u niej praktycznością....
Ile ty zjesz, a ile ja zjem.... - znam miejsca gdzie za dużo mniej kasy tez się najemy, a wykałaczki... też się pewnie znajdą.I faktycznie, niecałe kilka minut później, całe towarzystwo znalazło się w restauracji, dużo elegantszej niż ta chińska. Ceny były zróżnicowane, ale Mała Mi błysnęła słynną już praktycznością po raz drugi.
Zobacz, to jest danie na dwie osoby, kosztuje 7 euro. Weźmiemy sobie we dwie, a zapłacimy po połowie.Zawsze to jakaś oszczędność, nie?Zuleyka nie mówiła po niemiecku wcale, Mała Mi szprechała dosyć biegle, ale dla pewności podsunęła jeszcze Danielowi kartę pod nos, a on każde jej pytanie utwierdzał słowem Ja, ja.
Że na dwie osoby danie? Ja, ja.
Że za 7 euro ?Ja, Ja.
Zamówiły.
Przyszła zaraz pani z obsługi i szybciutko rozłożyła przepiękne serweteczki .
Potem wniesiono smażone kartofelki. Inna pani przyniosła całą tacę różnokolorowych dipów. Jeszcze inna sałatki, też cała tacę.
Kiedy wnoszono cały kosz chrupiącego, pachnącego pieczywa Zuleyka nie strzymała :
Zobacz, jaki to dobry, solidny kraj, dajesz 7 euro, a jesz jak królowa, nikt Cię nie oszukuje na daniach jak u nas....Potem weszli panowie, jeden z podgrzanymi talerzami, a drugi z wielkim kołkiem, na którym wisiało mięsko. Mięsko finalnie podpalono, rozłożono na naczynia i panowie kłaniając się głęboko w pas, odeszli dyskretnie.
Objadły się dziewczyny. Bardzo im smakowało.
Na koniec uczty, równie dyskretnie pojawił się pan z czymś, co chyba nazywa się niemiecku rechnung.
Mała Mi najpierw spojrzała.
Potem SPOJRZAŁA raz jeszcze, a ludzkie słowo tego SPOJRZENIA nie opisze.
Zuleyce przypomniały się w każdym razie postacie z kreskówek Disneya.
Masz 20 euro?
Zapytała po dłuższej chwili milczenia Mała Mi.
No mam, a co, dołożyć Tobie?
Ale Mi pokręciła głową.
To jest 20 euro od łba. Zamówiłyśmy przez pomyłkę wersję za 40.
Wykałaczek oczywiście nie podali.
........
Resztę wieczoru obydwie damy spędziły na spacerze, trzymając się uparcie z dala od każdego miejsca w którym jedzono, pito, albo handlowano, a każde wspomnienie drogocennego obiadu powodowało, ze rechotały się przez przynajmniej kilka minut.
Ale to jeszcze nie koniec historii....
Na koniec pojechano na kawę do Lydii.
I stał się cud.
Przyjaciółka Daniela,- Lydia miała ogromny dom. I szukała kogoś do mycia okien. Stawkę jaką wymieniła, spowodowała, że zarówno Mała Mi, jak i Zuleyka nie zawahały się nawet przez moment i zgłosiły się na ochotnika.
Następnego dnia napracowały się jak dzikie osły, ale cholerny obiad został pomszczony.
- Hurra!!! cieszyła się Mała Mi, kiedy Włóczykij odwoził je samochodem do domu- Mięcho odpracowane!!! I jeszcze jestem kilkanaście euro do przodu!!Ale... Włóczykiju, dlaczego się zatrzymałeś?!!!Włóczykij wyszedł z samochodu.
Pogadał przez chwilę z panem, który stał na uboczu.
Kiedy wrócił, dzierżył w ręku mała karteczkę, podobną do rechnung.
- 30 euro. Bo nie zapiąłem pasów.
Od tamtej pory Zuleyka omija wszelakie ekskluzywne restauracje szerokim łukiem.
Za zaoszczędzone pieniądze kupiła sobie coś znacznie lepszego.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz