sobota, 8 marca 2014

MATKA Z POLKĄ, POLKA Z MATKĄ - BYĆ KOBIETA NIE JEST ŁATWO!

To było zaraz na początku mojej pracy. Starsza koleżanka sztorcowała młodszą, że nie jest dobra gospodynią. Kompotów na zimę robi mało, że sprząta najczęściej w sobotę, że ( o zgrozo) zdarzy jej się czasem zrobić obiad z torebek, że jak lato to też nic nie robi do kuchni, tylko jeździ gdzieś z dziećmi po Polsce.A na kosmetyki ile wydaje!
Młodsza wysłuchała tego z kamiennym spokojem i powiedziała coś naprawdę mądrego, coś, co sobie zapamiętałam na zawsze i ustawiłam niemalże jako motto życiowe.
Fakt, nie jestem dobrą gospodynią. Kiedy jednak kończę pracę o 18 przez trzy, albo cztery dni w tygodniu, trudno nią być. A jak już jestem w domu, to tą resztką dnia wolę być matką dla dzieci, zamiast kucharką w kuchni. Na trójkę dzieci mam jakieś dwie godziny, na to, żeby je wysłuchać, sprawdzić lekcje i chwilę porozmawiać. A jestem, też przecież żoną i naprawdę chciałabym poświęcić mężowi przynajmniej chwilę, zanim padnę na twarz. Komu to przeszkadza, że przez chwilę sobie poczytam, albo poleżę w wannie z maseczką na twarzy.O sobie zapomnieć też przecież nie mogę. Gotuję i sprzątam, kiedy uznam to za stosowne, ale tak naprawdę uważam, że bycie dobrą mamą dla dzieci, żoną dla męża i kobietą dla siebie, jest ważniejsze niż ogórki kiszone i super czysta podłoga.

I Słusznie!
 

My kobiety nie mamy lekko, bo mąż, dzieci, praca, obiad i pies do wysiusiania.
Całą dobę jesteśmy na nogach .



A jakby tego było mało,czasem jakiś cichy głosik zamiast  pochwalić nas, zdrowo nas zgani, że można było szybciej, lepiej i dokładniej. W telewizji na dokładkę poleci jeszcze program o kolejnej doskonałej pani domu, potem przyjedzie jeszcze teściowa, która wszystko wie lepiej......
I w kompleksy zaraz wpadamy i niezadowolenie z siebie..... i za ścierkę łapiemy i odkurzacz, żeby głosik zagłuszyć, a on zamiast się uciszać, z każdą robotą wyje coraz głośniej.
MOŻESZ WIĘCEJ! LEPIEJ! DOKŁADNIEJ!



Cichy głosik z piekła rodem, w nas samych od zarania dziejów siedzący głosem MATKI POLKI jest.
Zdaniem moim, najgorszy wróg KOBIETY.

MATKA POLKA ogniska domowego pilnuje.
Perfekcjonizm wrósł w nią tak, że nie uznaje już żadnej pomocy, bo to wstyd i hańba .
Dla rodziny i porządku w domu, gotowa  jest  na wszystko. Do główek tłucze, że porządek w domu przede wszystkim, aby KOBIETA chora z przerażenia była, co powiedzą ludzie, gdy zobaczą u niej w zlewie brudną szklankę i nożyk. Aby przed przyjściem przyjaciół,  sprzątanie połączone z dezynfekcją urządzała, z testem białej rękawiczki i odnawianiem ścian. Mąż ma chodzić po gazetach, dzieci fruwać nad dywanem, a  do ona do ostatniej chwili będzie biegać ze ścierką w ręku i obłędem w oku, bo wszyscy muszą wiedzieć, jaka to z niej wzorowa gospodyni i doskonała pani domu.

 Czasem nawet (ze szkodą dla siebie) MATKA POLKA KOBIETĘ  z siebie wykurzyć próbuje.
Wygania ją z siebie odkurzaczem, miotłą, wałkami na głowie i ścierką do naczyń. Starym, rozwleczonym dresem i bluzami jak worki.

MATKA POLKA żałuje KOBIECIE  pieniędzy na najzwyklejszy krem, na lepsze rajstopy, na śliczniejsze majtki zamiast brzydkich barchanów, bo istnieje przecież milion rzeczy które mogłaby za to kupić do domu. Na przykład ściereczki kuchenne.






Drogie panie, tak wcale przecież nie musi być.

Dobrze jest czasem podziałać zupełnie wbrew tej nawiedzonej naturze.

Czasem dobrze jest napić się dobrego wina, wsiąść dłuuugą kąpiel z pachnącą pianką, posłuchać dobrej muzyki, albo pooglądać jakiś babski film .... Poświęćmy na to chociaż minut dziennie....Naprawdę na to zasługujemy....

Może powinien być na to jakiś zapis ustawowy? Co o tym myślicie?
















Na koniec, na deserek, opowiem wam o postaci nazwanej roboczo małą Małą Mi.
Mała Mi miała męża i dziecko, nie pracowała zawodowo, zajmowała się domem, ale wierzcie mi...... daleko jej było do kury domowej....


Mała Mi bardzo lubiła gości, a goście z reguły odwzajemniali to uczucie i w zasadzie nie było dnia, aby ktoś u nich nie przesiadywał do późnych godzin wieczornych.
Można było do niej wpaśc o każdej możliwej godzinie, a ona zawsze witała przybysza uśmiechem,dobrym słowem i słynną kawą z mlekiem na 3/4.
Dom jaki stworzyła wraz z Włóczykijem pełen był światła i  dobrej muzyki ( nie jakiejś tam muzyki, ale MUZYKI, najczęściej klasyki każdego gatunku, oraz chórów- z sentymentu, bo obydwoje śpiewali kiedyś w Rezonansie) . Autentyczna Bohema. Mekka dla tych którzy gdzieś grali, śpiewali, albo występowali.

Mała Mi z reguły nie lubiła sprzątać. W domu tym była to praca zgoła syzyfowa. Dlatego, aby sobie niewdzieczną pracę ułatwić, trzymała się kilku żelaznych zasad
Wytrzyj od razu co rozlane, zamieć od razu co rozsypane, powieś od razu co wyprane, a roboty dodatkowej drogie dziecko miec nie będziesz....
Inne obowiązki traktowała z większym lekceważeniem. Zmywała dopiero gdy się nazbierało, odkurzała, gdy się zakurzyło....

Goście  z wielkim upodobaniem przenosili wszystko z miejsca na miejsce, bałaganili na potęgę, zdarzało sie też czasem, że zostawiali swoje jakieś własności.
Mała Mi nie przejmowała się tym wcale. Ustawiła w kuchni dwa ozdobne pudełka i  co jej zdaniem było bałaganem, wrzucała do pudła pierwszego. Co miało nie jasne pochodzenie, do drugiego.
 
Na idealna panią domu Mała Mi lubiła się zgrywać przed gośćmi rzędu gadziego. Gadziny to wyjątkowo wredny typ człowieka, taki co specjalnie wyszukuje pajęczyny w kącie pokoju i plamy na firance. Gady oceniają KOBIETĘ na podstawie ilości w niej MATKI POLKI, a nie KOBIETY. Gryzą boleśnie.

Mała Mi specjalnie dla nich sprzątała i wyciągała z szafy zastawę z porcelany, oraz obrus z koronki. Zestaw ten był przez nią wyjątkowo nie lubiany, za dużo z nim było zachodu i strasznie trzeba było się nad nim trząść. Ustawiony na stole, wymagał od użytkowników wyjątkowej ostrożności i obycia. Filiżanki były malutkie, stół koślawy, obrus z koronki nie poręczny. Mała  Mi miała zawsze ubaw po pachy, gdy jakiś Gad po serii szczególnie uszczypliwych uwag, pokropił obrus herbatą, postukał łyżeczką po filiżance, albo coś upuścił. Zemsta została dokonana.Nikt nie jest doskonały, drogie Gady.

Swoja drogą im większy Gad, tym większe były honory.
 Znając tą taktykę, czuliśmy się nieomal zaszczyceni pijąc kawę ze zwykłych kubków za dwa złote, pięćdziesiąt groszy.

Gdy się wyprowadzali, Mała Mi posprzątała NAPRAWDĘ. Dopiero gdy zobaczyłam ten nie naturalny ład, zrozumiałam, że to już nie jest ich dom. I niech mnie, pobeczałam się w ukryciu.



Dzień Kobiet, to urocze święto.
Bobek zamiast kwiatków, zaproponował masaż karku i stóp.
Idę skorzystać......




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz