poniedziałek, 6 października 2014

CO SIĘ KRYJE W CZELUŚCIACH PIEKIEŁ.....

Jakiś czasu komputer mój wziął był i zdechł.
Nie tak całkiem na maksa, ale zawieszał się kilka razy dziennie, nie otwierały się dokumenty, a po internecie pozostało mnie już tylko mgliste wspomnienie.
Nie mam pojęcia co mu było, ale ten cholerny przestarzały gruchot, już od dawna doprowadzał mnie do szału 
Szał ten powoli zaczynał osiągać apogeum, a już do samego wrzenia doprowadziło mnie odkrycie, że ta piekielna maszyna z piekła rodem zamiast kopiować tekst, zaczyna go przenosić, albo przestawiać w najdziwniejsze miejsca, co rozwalało cały gotowy tekst.

Noż za okno i won!!!!


Ale, jak się przekonałam opatrzność czuwa nad nieszczęsnymi.
Nie wiem jakimiż to pokrętnymi meandrami losu działa, ale fakt jest faktem, że na drodze swej stanęłam oko w oko i nos w nos z Panem Zaradnym.
W Platanie.

Tu drobna dygresja.



Pana Zaradnego poznało się kiedyś na turnusie obozu letniego, gdy figurami obydwoje przypominaliśmy jeszcze nie opierzone szprotki,maturę zdawali staruszkowie, a po trzydziestce to już w ogóle kapa mantel i do piachu.
Ach ten morza szum, ptaków śpiew, gadanie do czwartej rano i popijanie dobytego nielegalnie jabola, bo na legal szczeniaków nie było stać....
Krótka i ulotna być musiała ta miłość niczym ostatnie tchnienie wiosny; czas, zbyt duża odległość i szare życie zrobiły swoje.....
Tia...



Pan Zaradny pochwalił się piękną połowicą i trójką dorodnych dzieci, a ja Bobkiem którego nie ma od tygodnia, satysfakcją z pracy i ciszą w chałupie... Podczas rozmowy zwierzyłam też, że mam ogromne kłopoty z jełopem,to znaczy komputerem
Ach, fantastycznie- zapalił się Pan Zaradny – Ja właśnie informatykiem jestem, firmę własna mam, dajesz ten komputer, naprawię go tobie od ręki.

Dogadaliśmy się na konkretną godzinę, Zaradny słowa dotrzymał, zjawił się punktualnie.
- Ponaprawiam co się da, pousuwam wirusy i posprzątam, bo wszystko tu masz luzem.


Niech robi co chce, byle naprawił - pomyślałam sobie i zaznaczyłam, że muszę na moment wyjść do sklepu, bo w całym domu nie było nawet ziarenka kawy


Na powrót mój, Zaradny czekał już od samego progu.
Strasznie był przy tym zmieszany i widać było gołym okiem, że męczy go jakaś trudna myśl.

Jasmine- Zaczął z ogromną troską w głosie- czy coś się w twoim życiu zmieniło?
Nooo... - zaczęłam ostrożnie, nie wiedząc co na tak enigmatyczne pytanie odpowiedzieć- A dlaczego?
- Gdybyś potrzebowała z kimś pogadać, albo coś.... Wiesz gdzie mnie szukać. Cześć.

Dziwak. 
Pomyślałam
I odpaliłam komputer.
A tam....

Wszędzie jak okiem sięgnąć porozbierane kobity, na pierwszym planie Ola, nagusieńka jak ją Bozia stworzyła, a zaraz za nią Monika z w samych jeno majtkach, z wdziękami na wierzchu.

W innym pliku sztuczne fiuczery, nakładki z cukierków na cycki i czekolada nie koniecznie do jedzenia.

Całość dopełnił jeszcze zabłąkany fragment postu o damskim biuście, z części jak pamiętacie O naszych ciałach.

Nie wiem jaką minę musiał mieć Zaradny, ale na pewno było ona bezcenna.
O działalności mojej blogowej nie miał bowiem pojęcia, a ja oczywiście zapomniałam go uprzedzić co zastać może w czeluściach piekieł, to znaczy w moim komputerze


Jedno z dwojga.
Pomyślałam sobie pijąc na spokojność nalewkę z malin.
Albo wróci i kolegów posprowadza, albo uciekł na dobre z wrzaskiem. 

Na co dziewczyny obstawiamy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz